Czy kultura EDM to coś, co można po prostu kupić?
Rosnąca popularność elektronicznej muzyki sprawia, że społeczność skupiona wokół EDM, staje się łakomym kąskiem dla kampanii reklamowych. Potężne korporacje inwestują pieniądze w organizację i rozwój imprez, ale również w konkretnych producentów. Z jednej strony wydaje się to normalne, bo rozwój wymaga nakładów finansowych, ale z drugiej strony niesie to ze sobą wiele potencjalnych zagrożeń. Tutaj pojawia się pytanie: Czy kultura EDM to coś, co można po prostu kupić?
Od jakiegoś czasu, możemy zaobserwować coraz większe zaangażowanie znanych marek w promocję i organizację topowych festiwali EDM. Jako przykład można podać chociażby 7UP i Ultra Music Festival, albo T-Mobile i Coachella Festival. Prywatne kampanie znanych producentów również nie należą do rzadkości. Alesso i Carolina Herrera lub Swedish House Mafia i Volvo, to tylko wierzchołek góry lodowej. Z pozoru nie ma w tym nic szczególnego, jednak do pewnego momentu elektroniczna muzyka była w kręgu zainteresowań wąskiej grupy ludzi, a teraz staje się coraz bardziej komercyjnym tworem.
W jednej z wypowiedzi, Steve Aoki stwierdził, że kampania reklamowa powinna nieść ze sobą coś więcej niż tylko pieniądze. Jest to w interesie zarówno sponsora, jak i artysty, ponieważ jak sam przyznał “ludzie nie są głupi”.
“Jeśli pojawi się jakaś firma od alkoholu lub papierosów i powie, ‘Tutaj jest kilka moich rzeczy, pozwólcie mi wziąć to co macie i dodać do tego nasze logo’, to ludzie dostrzegą jakie to jest fałszywe. Ludzie nie są głupi. Odpowiadam firmom, że ‘Musicie naprawdę wspierać EDM od podstaw. Musicie pomóc budować tę kulturę. Nie możecie po prostu się pojawić i ją kupić.” – Steve Aoki
Jako przykład, Steve podał konkurs Olmeca Tequila. Zadanie polegało na wykonaniu remixu jednego z jego utworów, a do wygrania były zajęcia z produkcji muzyki właśnie z Aokim.
“Prowadziłem zajęcia przez 8 godzin. Omówiłem każdy remix w szczegółach. Stałem obok tablicy i omawiałem wszystko jak nauczyciel. Fajnie było mieć taki bezpośredni kontakt. To było przekazanie czegoś więcej niż po prostu wręczenie kupy forsy.” – Steve Aoki
Tutaj trzeba przyznać rację Aokiemu, bo kreatywne i niosące ze sobą przekaz kampanie reklamowe, to możliwie najlepszy kompromis. Takich jednak jest jak na lekarstwo. Zdecydowana większość reklam, to po prostu polecenie jakiegoś produktu/usługi lub korzystanie z dostarczonego sprzętu.
Ciekawy przykładem jest Justin Blau aka 3LAU, który jakiś czas temu odrzucił propozycję reklamy znanej firmy produkującej słuchawki. Powód był banalnie prosty. Nie używa słuchawek tej firmy. Stwierdził, że fani by momentalnie wytknęli mu tę nieścisłość.
Ok, ale czego tak naprawdę możemy się obawiać ze strony korporacji? Justin stwierdził, że większe zaangażowanie znanych marek może doprowadzić do ocenzurowania wypowiedzi artysty, jak i jego zachowania. Obawia się również, że korporacje mogą zaburzyć balans i mieć większe znaczenie niż promotorzy i artysta. Taki rozwój sprawy może doprowadzić do tego, że np. sponsor festiwalu dyktuje jego line-up.
“Myślę, że korporacje nie zdobędą kontroli w krótkim czasie, jednak na dłuższą metę, marki będą coraz bardziej zaangażowane i będą czuły potrzebę sprawowania większej kontroli.” – 3LAU
W zeszłym roku powstało wiele pomniejszych wytwórni, które zostały założone przez znanych producentów. Część z nich to sub-labele, ale nie wszystkie. Artyści poszukują niezależności i swobody, które być może okażą się lekarstwem na komercjalizację elektronicznej muzyki. Zawsze będzie istniała undergroundowa część muzyki, która nie jest na sprzedaż, ale chodzi tutaj o spojrzenie w kontekście większej całości.
Być może za jakiś czas pęknie komercyjna bańka EDM i wszystko wróci do normy, a być może przyjdzie nam bardzo długo obserwować rozwój wydarzeń. Osobiście, mam nadzieję, że pieniądze umożliwią kreatywny rozwój, a ludzie z pasją w jakiś sposób pokierują elektroniczną muzyką. Zawsze są producenci, jak Eric Prydz czy Deadmau5, którzy pozostają wierni swoim wartościom i nie wystawiają na próbę zaufania fanów.
Źródło: theguardian.com