Don’t Let Daddy Know Poland 2019 – Co się działo przed i w Ergo Arenie?
W sobotę, 30 listopada odbyła się pierwsza edycja Don’t Let Daddy Know Poland. Do Ergo Areny zawitały gwiazdy muzyki elektronicznej z Tiesto i Don Diablo na czele. Wydarzenie cieszyło się sporą popularnością, która przełożyła się na ogromną frekwencję. Okazało się to zarówno plusem jak i minusem, co za chwilę omówię. Jak wypadła pierwsza edycja DLDK Poland?
Wizualny i muzyczny spektakl
Ogłoszenie line-upu Don’t Let Daddy Know Poland spotkało się w większości z ciepłym przyjęciem. Wiele osób ucieszyło się z obecności Don Diablo, Mike’a Williamsa, Sunnery James & Ryan Marciano i oczywiście Tiesto. To nie jest cały skład, ponieważ wydarzenie otworzył set Michała Grosickiego aka Rudy. Po nim wystąpił Tyron Dixon, a imprezę zamykali Gianluca Vacchi oraz polski duet Melo Kids.
Po wejściu do środka bramką dla mediów, udałem się na halę, aby zobaczyć cały projekt sceny. Wcześniej widziałem tylko fragmenty tej konstrukcji, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Całość składała się z ekranów led-owych, które w środkowej części tworzyły swego rodzaju piramidę. W tle za artystą był duży, trójkątny ekran, a na boki rozchodziły się prostokątne, również led-owe paski. Projekt ten przypominał mi nieco główną scenę z UMF z 2016 roku.
Artyści stanęli na wysokości zadania
Jak już wspomniałem, od otwarcia grał Michał Grosicki aka Rudy, który podgrzał publikę. Nie był to standardowy “warm-up”, który często jest wręcz nudny. W trakcie seta, Rudy zagrał m.in. “Drums” Joryde’a, “Metrum” Fedde Le Granda, ale i kawałki Tchami i Malaa. Po nim na scenie wystąpił Tyron Dixon, który zaprezentował spokojniejsze, house’owe brzmienia. W międzyczasie do Ergo Areny dostała się pierwsza fala publiki i to właśnie wtedy swój set rozpoczął Mike Williams.
Po intrygującym intro, które ukazywało różne osoby podające się za Mike’a, wreszcie na scenie pojawił się ten właściwy. Holender postawił na szeroko pojęty Future House, z czego warto zwrócić uwagę na support polskiego utworu. Williams zagrał kawałek “See The Light” autorstwa Bounce Inc. i Daav One, który to ukazał się nakładem Revealed Recordings.
Następni w kolejce byli Sunnery James & Ryan Marciano, na których osobiście bardzo czekałem. Ich występ zdecydowanie wyróżnił się na tle pozostałych. Panowie zaprezentowali taneczne, klubowe brzmienia, które publika momentalnie poczuła. Nawet momenty, w których duet schodził nieco niżej, do mniej komercyjnych brzmień, spotykały się z pozytywnym odzewem. Była to naprawdę solidna rozgrzewka przez setami headlinerów.
Był to w tym roku trzeci występ Don Diablo, który ujrzałem. Spośród setów na Untold i Sunrise, ten z DLDK Poland spodobał mi się najbardziej. Przez zdecydowaną większość czasu, Don grał swoje własne kawałki, czy to w oryginalne, czy to w remixach. Tego mogliśmy się spodziewać, ale końcówka była co najmniej szokująca. Holender zaskoczył publikę takimi utworami, jak “Language” Portera Robinsona, “The Veldt” Deadmau5’a czy też starym remixem Alesso do kawałka “Pressure”. Wyjątkowo miło zapamiętałem ten występ.
Nie ulega wątpliwości, że gwiazdą wieczoru i najbardziej wyczekiwanym artystą był Tiesto. Podczas krótkiego intro, wszyscy wokół mnie wstali z miejsc i nagrywali początek seta. Podobnie wyglądała płyta pełna smartfonów, które zgasły chwilę po tym, gdy Tijs wyszedł na scenę. Mam wrażenie, że pierwsze kilka utworów było zaplanowane, natomiast dalsza część była spontaniczna. Mogliśmy usłyszeć zarówno najnowsze kawałki Holendra, jak i klasyki pokroju “Adagio For Strings” czy “Traffic”. W ten sposób zadowolił on zarówno fanów swojej współczesnej, jak i starej odsłony.
Ale najpierw trzeba było wejść do środka
Niestety nie obyło się bez wpadki, którą były długie kolejki do wejścia na Arenę. Jak już wspomniałem, byłem przy wejściu o 19:30 i około 19:40 dostałem się do środka bramką dla mediów. Już wtedy do głównej bramy była nadspodziewanie duża kolejka osób, które chciałby wziąć udział w wydarzeniu od samego początku. Zakładałem, że wraz z otwarciem, kolejka stopniowo zmaleje, ale tak niestety nie było. Kolejne osoby podsyłały mi zdjęcia rosnącego tłumu ludzi i dodam, że wówczas było dosyć zimno.
W momencie, gdy publikuję tę recenzję, organizator nie wydał oświadczenia, które wyjaśniłoby przyczynę kolejki.
Pierwsza i z pewnością nie ostatnia edycja Don’t Let Daddy Know Poland
Ostatecznie, gdy zainteresowane osoby dostały się do środka, z pewnością nie mogły narzekać. Artyści stanęli na wysokości zadania i zaserwowali naprawdę dobre sety. Oczywiście dużo zależy od gustu, ale w moim odczuciu różnorodny klimat występów ukazał największą zaletę EDM. Publika czuła atmosferę, wspaniale się bawiła i z pewnością były to osoby, które wiedziały gdzie i po co są.
Wszystko to dostrzegli również organizatorzy, polska agencja TME, jak i marka Don’t Let Daddy Know, bo zapowiedzieli, że zobaczymy się w przyszłym roku. Sprzedaż biletów, a tym samym frekwencja dopisała, wydarzenie zbiera głównie pozytywne opinie, więc są to główne przesłanki, które zwiastują Don’t Let Daddy Know Poland 2020.
Zobacz również:
- Dreamstate Europe 2020 – Uczta dla fanów Trance!
- Euphonic Records świętuje 300 wydań. Magiczny album!
- Boris Brejcha z nowym odcinkiem vloga. Ujęcia z występu w Polsce!